Tanie dojazdy do pracy nie muszą oznaczać konieczności korzystania z komunikacji publicznej lub roweru. Prawie za darmo można jeździć samochodem i do tego z Polski. Dębicka firma Romet zaprezentowała samochód elektryczny, który może na nowo – tym razem ekologicznie – zmotoryzować nasz kraj. Czy to jednak realne?
Firmę Romet kojarzymy raczej z rowerami lub motorowerami. Tym razem chodzi jednak o większy kaliber. 4E to miejski, pięciodrzwiowy samochód, który swoimi gabarytami może przywodzić na myśl Volkswagena up! lub bliźniaczą Skodę Citigo. Różnica polega jednak na tym, że w produkcie z Polski nie ma tylnej kanapy. Zamiast niej mamy tam półkę, pod którą mieszczą się akumulatory. Sygnowany polską marką samochód należy do typowych „mieszczuchów”. Przy długości równej 3,01 m nie powinniśmy mieć problemu z parkowaniem. Użytkownik Rometa 4E nie będzie musiał również zaglądać na stacje paliw.
Za napędzanie Rometa 4E odpowiada silnik elektryczny o mocy 5 kW, czyli 6,8 KM. To niewiele, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę niską masę pojazdu. Jak podaje producent, masa tego modelu bez baterii to 500 kg. Gotowy do jazdy egzemplarz waży już 824 kg. Nic więc dziwnego, że 4E nie powala osiągami. Maksymalna prędkość Rometa wynosi 65 km/h, a w trybie ekonomicznym tylko 45 km/h. Jeśli chodzi o zasięg, różnice pomiędzy tymi trybami są jeszcze większe. Normalnie wynosi on 90 km, ale po wciśnięciu zielonego przycisku obiecującego oszczędności jest to 180 km.
Zasilająca Rometa bateria kwasowo-ołowiowa legitymuje się 1350 Ah pojemności i powinna naładować się w ciągu ośmiu godzin. Na koniec zostawiamy najlepsze – cenę. Polski „mikser” będzie tani i to bardzo jak na ten segment. Ceny mają się wahać od 32 do 36 tys. złotych. Koszt przejechania stu kilometrów? Około 5-6 złotych.
Samochód można już oglądać, a nawet wypróbować w wybranych salonach sprzedaży.
tb/ (wp.pl)