Rekordowy kontrakt z niemieckimi kolejami podpisze zatrudniająca ponad trzy tysiące osób bydgoska Pesa. Nowe pociągi, choć wyjadą do Niemiec, będziemy też oglądać na naszych torach
* Pesa to znany w Polsce producent tramwajów, które jeżdżą po stolicy, Szczecinie czy Gdańsku. Kontrakt ma wartość 1,6 mld zł. Ma być podpisany na zaczynających się we wtorek targach w Berlinie. Jego szczegóły owiane są tajemnicą. Ale branżowy portal Rynek Kolejowy, powołując się na artykuły w niemieckiej prasie, podał, że chodzi o 190 pociągów Link. Po co Niemcom Linki?
– Nasze pociągi już nie ustępują jakością zachodnim, a są o 30 procent tańsze – wyjaśnia Adrian Furgalski, ekspert transportowy z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Niekoniecznie jednak będą jeździli nimi tylko Niemcy. Link jest idealny na krótkie połączenia regionalne, bez trakcji elektrycznych. Prasa niemiecka sugeruje więc, że Deutshe Bahn może skierować część tych pociągów do Polski. Niemiecki przewoźnik pod szyldem Arriva jeździ już w Kujawsko-Pomorskiem. Może też powalczyć o zlecenia na przewozy w kolejnych województwach. Pesa lepsza od Siemensa Dla Pesy umowa to duże wyzwanie, bo pojazdy zamawia prestiżowy Deutsche Bahn, który odrzucił m.in. ofertę niemieckiego Siemensa.
Na ten sukces trzeba było jednak długo pracować. W latach 90. Pesa była państwowym molochem i pod szyldem Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego reperowała pociągi dla PKP. Zatrudniający ok. 5 tys. osób zakład wpadł wkłopoty. Firmę uratowało kilku jej menedżerów i pracownicy, którzy wykupili zakład od państwa.
– Ta firma, jak inne w branży, była na najlepszej drodze do bankructwa. Ale dziś ciągle się rozwija i podbija świat – zaznacza Furgalski.
Ospółce zrobiło się wPolsce głośno, gdy zaczęła produkować tramwaje dla Warszawy. Pierwsze prototypy trafiły tam w 2007 r. i często się psuły. Potem było lepiej, bo firma wygrała rekordowy kontrakt na 186 popularnych tramwajów swing za 1,6 mld zł. Po tym posypały się zamówienia z innych miast i z zagranicy – Węgier, Rumunii. Mniej się mówi o pociągach, które też robi się wBydgoszczy. Elektryczne elfy jeżdżą choćby na warszawskie lotnisko i po Mazowszu. Pociągi i lokomotywy Pesy znajdziemy też w Czechach, na Ukrainie (specjalnie dla byłego prezydenta Wiktora Juszczenki zrobiono wersję z pancernymi szybami) czy we Włoszech. Bydgoszczy nie stać na tramwaje Pesa, która daje pracę 3,7 tys. osób, w rankingu największych krajowych firm znalazła się na 215. miejscu. Średnia pensja netto to ok. 3 tys. zł. Sprzątaczka czy pracownik magazynu zarabiają dużo mniej, bo poniżej 2 tys. zł. W firmie nie ma jednak popularnych w dużych korporacjach umów śmieciowych – starsi pracownicy mają etaty, młodsi umowy na czas określony.
– Poza tym pomagamy szpitalowi wojskowemu w Bydgoszczy w zdobywaniu wyposażenia – mówi Michał Żurowski, rzecznik Pesy. Prezes firmy Tomasz Zaboklicki jest karateką i po pracy prowadzi treningi dla dzieci w mieście. Zaś jeden z członków zarządu prowadzi miejscowy klub wioślarski Lotto Bydgostia, najlepszy w Polsce. Firma nie sponsoruje jednak żadnej tutejszej drużyny. Jej rzecznik tłumaczy, że Pesa woli się kojarzyć z „nowymi technologiami”. Dlatego przekazuje pieniądze laboratorium na budgoskim Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym i szkoli przyszłych inżynierów.
– To prestiż, marka jest rozpoznawalna w całym kraju i kojarzona z Bydgoszczą – dodaje rzecznik miasta Piotr Kurek.
Rysa na idealnym wizerunku firmy? Po Bydgoszczy jeżdżą tylko dwa tramwaje z tutejszej fabryki, reszta to stare gruchoty pamiętające PRL. Bo miasta ponoć nie stać na tramwaje z Pesy. *
Mariusz Jałoszewski * metro@agora.pl