Przyszłość motoryzacji – auta bez kierowcy…

Słowo „samochód” nabiera nowego sensu. Już za siedem lat na rynku mają się pojawić auta, które rzeczywiście będą jeździć same

W 2020 r. do sprzedaży mają trafić pierwsze samochody Nissana, które pojadą bez kierowcy. Będą poruszać się po trasie wskazanej na elektronicznej mapie przez człowieka, ale ten będzie tylko pasażerem. Aby dotrzeć do celu, auta będą używać kamer, radarów, różnych czujników oraz sztucznej inteligencji, czyli komputera, który śledzi sytuację na drodze i steruje tak, by omijały one przeszkody.

Kiedy auta trafią na rynek?

W celu stworzenia bezpiecznego systemu tego rodzaju Nissan podjął współpracę z kilkoma ośrodkami badawczymi z całego świata, między innymi z Massachusetts Institute of Technology i Carnegie Mellon University, Uniwersytetem Stanforda oraz z Uniwersytetem Tokijskim. W Japonii już ruszyła budowa specjalnego toru testowego dla nowych samochodów. Ma być gotowy w 2014 r. Firma przewiduje, że w 2020 r. wprowadzi na rynek nie jeden, ale kilka modeli samochodów, które nie będą potrzebować kierowcy. Już dzisiaj testuje Nissana Leaf, który porusza się samodzielnie.

Nissan jest pierwszą firmą motoryzacyjną, która tak wyraźnie określiła horyzont zakończenia prac i wprowadzenia gotowego produktu na rynek. Nie jest jednak jedyną, która pracuje nad samoprowadzącym się autem. W Ameryce od 2010 r. takie samochody testuje Google. Są to naszpikowane nowoczesną elektroniką Toyoty Prius. Podczas niedawnych targów motoryzacyjnych we Frankfurcie Volkswagen i BMW też pokazały auta, które nie potrzebują kierowcy. Nie wyznaczyły jednak dat ich wprowadzenia na rynek.

Udany przejazd po publicznej drodze

Największe zainteresowanie wzbudził koncern Daimler AG. Jego prezes Dieter Zetsche ogłosił, że w sierpniu specjalnie przygotowany Mercedes S500 z systemem Intelligent Drive samodzielnie pokonał 103-kilometrową trasę pomiędzy niemieckimi miastami Mannheim i Pforzheim. To trasa symboliczna dla niemieckiej motoryzacji. W 1888 r. przebyła ją Bertha Benz, żona i wspólniczka Carla Benza, który zaledwie dwa lata wcześniej opatentował pierwszy na świecie silnik spalinowy. System nawigacyjny zamontowany w mercedesie na potrzeby tegorocznego przejazdu sprawił, że samochód bezpiecznie dojechał do celu, poruszając się nie po specjalnym torze, ale po drogach publicznych. Przejechał całą trasę sam, choć w środku siedzieli ludzie gotowi w każdej chwili przejąć kontrolę nad kierownicą, gdyby coś poszło nie tak.

Jak twierdzi Zetsche, system sterujący samochodem testowym korzystał z rozwiązań bardzo podobnych do tych, które już dziś seryjnie montowane są w mercedesach z najwyższej półki. Dodano zaledwie kilka gadżetów, np. kamerę umieszczoną za przednią szybą, która pozwala wykrywać światła stopu zapalające się w samochodach jadących z przodu, oraz dodatkowy radar wykrywający zbliżające się auta. Zainstalowano też kamerę stereoskopową, która niczym ludzki wzrok jest w stanie ocenić odległość od rozmaitych obiektów.

Międzynarodowa współpraca: Nokia, IBM

Daimler poważnie planuje rozpoczęcie seryjnej produkcji takich aut. Jednym z partnerów w tym przedsięwzięciu już dziś jest Continental AG, który dostarcza rozwiązań pozwalających sterować samochodami Mercedesa. W połowie września firma ogłosiła podjęcie współpracy z amerykańskim gigantem komputerowym IBM. Jej celem ma być stworzenie systemu analizy dużej ilości danych z urządzeń monitorujących otoczenie auta. Tuż przed targami we Frankfurcie także fińska Nokia ogłosiła, że bierze udział w tworzeniu samoprowadzących się mercedesów. Jej wkładem ma być serwis mapowy HERE.

Wprowadzenie do powszechnego użytku aut, które same się prowadzą, to jednak nie tylko kwestia rozwiązań technicznych, ale też legislacyjnych. W większości krajów na świecie ramy prawne kodeksów drogowych tworzone były przed kilkudziesięciu laty. Nikt wówczas nie przewidywał pojawienia się samochodów bez kierowcy.

Co na to prawo?

Wprawdzie dzisiaj w wielu krajach, w tym w Polsce, można korzystać z systemów wspomagających kierowcę, ale na krótkich odcinkach drogi. Co więcej, on sam musi znajdować się za kierownicą. Do tej pory tylko Nevada, Kalifornia i Floryda zezwoliły na testy samoprowadzących się samochodów w ruchu ulicznym, i też tylko pod tym warunkiem, że w czasie próbnych przejazdów wewnątrz będzie dwóch techników: jeden gotowy w każdej chwili chwycić za kierownicę, drugi nadzorujący pracę systemu komputerowego, sterującego autem.

Na razie odnotowano dwa wypadki z udziałem samochodów, które mogą się same prowadzić. Do pierwszej stłuczki doszło w sierpniu 2011 r. w Mountain View tuż pod siedzibą Google’a, ale jak twierdzą przedstawiciele firmy, akurat wtedy autem kierował człowiek. Do drugiej doszło na światłach, kiedy w stojący samochód Google’a od tyłu wjechało inne auto. Co jednak się stanie, gdy naprawdę groźną kolizję spowoduje samochód bez kierowcy? Kto weźmie odpowiedzialność prawną za taki wypadek, komu zostanie wypłacone odszkodowanie, komu zostaną zabrane punkty? Na te pytania na razie nie ma odpowiedzi.

Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.biz