Polacy kupują nowe auta. Zanim szlag trafi ich pieniądze?

W pierwszym półroczu zarejestrowano w Polsce 210,7 tys. nowych samochodów osobowych. To o prawie 33 tys. – czyli o 18,5 proc. – więcej niż w tym samym okresie 2015 r. Skąd ta poprawa koniunktury? No właśnie, dobre pytanie…

Ożywienie na rynku dóbr konsumpcyjnych, w tym oczywiście samochodów, wynika z ogólnego, szybkiego wzrostu gospodarczego kraju.

Rzeczywiście tak się zazwyczaj dzieje, jednak w Polsce jakoś nie słychać o jakimkolwiek spektakularnym skoku w górę PKB. Przeciwnie – obserwujemy wyraźny spadek wartości złotego wobec najważniejszych walut obcych, pogorszenie ratingów kraju, niepokój części ekonomistów i specjalistycznych mediów budzą plany odnośnie przyszłości otwartych funduszy emerytalnych, trwają gorące spory polityczne. Wszystko to nie napawa bynajmniej optymizmem.

Pod nowymi rządami rośnie dobrobyt Polaków. Mają więcej pieniędzy i postanowili wydać je na nowe samochody.

Bez przesady. Jak pokazują oficjalne statystyki, a co znajduje jeszcze większe potwierdzenie w powszechnym odczuciu, zdecydowana większość społeczeństwa nadal zarabia bardzo marnie. Nie maleje liczba osób zatrudnionych na przynoszących z reguły kiepskie dochody tzw. umowach śmieciowych. Płaca minimalna ma wzrosnąć dopiero od początku przyszłego roku. Zresztą jej zapowiadany poziom – 2000 zł brutto (lub 12 zł na godzinę) – nijak się ma do cen aut prosto z fabryki. Kogo dotychczas nie było stać na taki pojazd, nadal będzie musiał obejść się smakiem.

Lepsza sytuacja na rynku samochodowym to jeden z efektów programu 500+.

Owszem, dodatki na dzieci poprawiły sytuację materialną wielu rodzin. Trudno jednak uwierzyć, że ktoś, kto nagle zaczął otrzymywać co miesiąc od państwa (czyli z kieszeni ogółu podatników) 500, 1000 czy nawet 1500 zł, popędzi z taką kasą do salonu samochodowego. Co najwyżej zacznie rozglądać się za jakimś autem używanym, wedle swoich możliwości.

Sprzedaży nowych samochodów sprzyja polityka podatkowa państwa.

Hm… To znaczy niby co? Nasze kolejne rządy twardo wzbraniają się przed wprowadzaniem jakichkolwiek ulg, nie mówiąc o dopłatach bezpośrednich, które zachęcałyby obywateli do zakupu nowych, bezpieczniejszych, bardziej przyjaznych dla środowiska naturalnego pojazdów. Taką politykę, zresztą z różnym skutkiem stosują władze niektórych krajów zachodnioeuropejskich, a także na przykład Chin. W ChRL dzięki przywilejom podatkowym obejmującym nabywców aut z silnikami o pojemności do 1.6 litra, znowu, po pewnym zastoju, notuje się dwucyfrowe wzrosty sprzedaży (w czerwcu – plus 18 proc.). Tamtejsi eksperci już martwią się, co to będzie, gdy z końcem roku wspomniane  ulgi wygasną.

Sprzedaż nakręcają nowe formy finansowania zakupu nowych aut wprowadzane przez importerów.

Faktycznie, takie systemy lansuje m.in. Skoda. Wiedza o nich wśród ogółu potencjalnej klienteli nie wydaje się jednak zbyt głęboka i szeroka. Ponadto niektórzy specjaliści dowodzą, że wspomniane nowinki wcale nie są aż tak korzystne, jak się je przedstawia.

Do zakupu nowych pojazdów spalinowych zachęcają niskie ceny paliwa.

To dosyć karkołomne twierdzenie, bowiem, po pierwsze, chociaż benzyna i olej napędowy nadal kosztują znacznie poniżej 5 zł za litr, to nie są już tak tanie, jak przed kilkoma czy kilkunastoma miesiącami. A po drugie: kto, podejmując decyzję o zakupie samochodu kieruje się podobnymi analizami?

Pewien trop wskazuje informacja, że już średnio 7 z 10 nowych samochodów Polsce jest kupowanych przez instytucje i przedsiębiorstwa. Można to interpretować dwojako. Optymistycznie: naszym firmom powodzi się coraz lepiej i mogą sobie pozwolić na wymianę flot. Pesymistycznie: niepewna przyszłość nie zachęca do inwestowania i oszczędzania. Przedsiębiorcy, z obawy, że zgromadzone przez nich środki stracą na wartości lub wręcz zostaną zagarnięte w ramach „dobrej zmiany”, idą w konsumpcję, co przejawia się m.in. zakupem nowych aut.

To samo zresztą odnosi się do klientów, nie prowadzących działalności gospodarczej. Tu też pesymista może powiedzieć, że mizerne oprocentowanie lokat bankowych, coraz bardziej utrudniony dostęp do kredytów mieszkaniowych, strach przed powtórką  z historii, gdy galopująca inflacja z dnia na dzień zjadała oszczędności Polaków, sprawiają, iż wiele osób myśli sobie tak: „zanim szlag trafi moje pieniądze, przynajmniej pojeżdżę sobie nową, fajną furą”.

Źródło: interia.pl