Niemiecka motoryzacja upadnie? Mają poważny problem!

Niemiecki rząd robi wszystko, by zablokować plany wejścia w życie nowych norm dotyczących emisji dwutlenku węgla przez samochody.

Niemcy produkują piękne, mocne i… paliwożerne samochody
Już w przyszłym tygodniu przedstawiciele państw członkowskich Unii Europejskiej zaakceptować mają projekt dotyczący nowych norm. Zgodnie z nim, od 2020 roku, samochody oferowane na terenie Unii emitować mają średnio 95 g CO2/km, co odpowiada średniemu zużyciu paliwa na poziomie 4,09 l/100 km.

Pomysł, który popierają przedstawiciele większości krajów członkowskich, spędza sen z powiek producentom zza Odry. Dzisiejsza średnia dla unijnych pojazdów wynosi nieco ponad 132 g/km (5,68 l/100 km). W Niemczech wynik jest wyraźnie wyższy – to 147 g/km (6,33 l/100 km). Mówimy tutaj oczywiście o wynikach w cyklach pomiarowych, które – jak wiadomo – dają wyniki o 25-30 proc. niższe niż normalna eksploatacja.

Zmniejszenie obecnej średniej o 1/4 – zdaniem Niemców – odbije się na kondycji ich przemysłu motoryzacyjnego, a co za tym idzie – całej europejskiej gospodarki.

Zdaniem przedstawicieli niemieckiego rządu proponowane limity należy zwiększyć, lub też wprowadzić je z opóźnieniem. Tamtejsi politycy proponują, by nowe przepisy zaczęły obowiązywać nie w 2020 a w 2023 roku.

Niemieccy dyplomaci uciekają się do różnych metod zjednania sobie przedstawicieli innych krajów. Popierającym nowe przepisy politykom z Portugalii delikatnie przypomniano, że to właśnie Berlin wyłożył blisko 78 mld euro dla ratowania pogrążającej się w kryzysie strefy Euro. Dyplomaci zza Odry zaprzeczają jednak, że chodzi o polityczny szantaż, w cieniu którego kryją się przecież ogromne pieniądze. Oficjalnie motywem ich działania jest chęć ochrony „europejskiego” rynku pracy.

Stanowiska niemieckiego rządu nie podzielają przedstawiciele Francji, Włoch czy Wielkiej Brytanii, w których to krajach – oprócz Niemiec – budowanych jest obecnie najwięcej samochodów. Wygląda więc na to, że przedstawiciele takich koncernów, jak Fiat PSA czy Renault są gotowi na proponowane zmiany.
Nerwowej reakcji Niemców nie ma się czemu dziwić – potęga tamtejszego przemysłu motoryzacyjnego opiera się bowiem na markach premium, takich jak Porsche, BMW, Audi czy Mercedes. W ofercie tych marek dominują reprezentacyjne pojazdy o dużych mocach, a już dzisiejsze limity emisji CO2 sprawiają Niemcom duże trudności.

Wypada przypomnieć, że w ostatnim badaniu dotyczącym rzeczywistego zużycia paliwa nowych samochodów za markę, której dane techniczne w tym zakresie mają najmniej wspólnego z rzeczywistością uznano BMW. Kolejne miejsca w zestawieniu samochodowych „kłamczuchów” zajęły Audi, Opel i Mercedes. W przypadku każdej z tych marek rzeczywiste zużycie paliwa różni się od deklarowanego o ponad 1/4!

Wyniki badania nie są zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę, że średnią emisję CO2 wylicza się właśnie na podstawie danych dotyczących średniego spalania… To z kolei oznacza, że dzisiejsza niemiecka średnia wynosząca 147 g/km, czyli 6,33 l/100 km, ma raczej niewiele wspólnego z rzeczywistością.

INTERIA.PL